Hej!
Dzisiaj troszkę inny post niż dotychczas. W sobotę pierwszy raz byłam na meczu piłki ręcznej. I to nie byle jakim, tylko na pierwszym spotkaniu finałowym pomiędzy Vive Targi Kielce, a Orlenem Wisłą Płock. Dlatego chciałabym podzielić się z Wami moimi wrażeniami i spostrzeżeniami.
O tym, że w ogóle wybiorę się na taki mecz dowiedziałam się we wtorek. Byłam ogromnie zaskoczona, ale i szczęśliwa. Bardzo trudno jest dostać bilet na jakikolwiek mecz Vive, a tym bardziej finałowy. Dlatego mojemu wujkowi dziękowałam kilkakrotnie, choć jeszcze nie wiedziałam jakie to będą miejsca. Gdy przyjechaliśmy pod halę Legionów, przecież tak dobrze mi znaną, czułam się jakbym była w zupełnie innym miejscu. Pełno ludzi poubieranych w żółte barwy kręciło niedaleko samochodów zawodników zaparkowanych przed samym wejściem na halę. Gdy z tatą dostaliśmy nasze bilety nie mogliśmy uwierzyć. Czekały na nas miejsca w sektorze dla VIP-ów. Okazały się świetne, nie tylko dlatego, że bardzo dobrze widziałam co dzieje się na boisku i wokół niego. Przede mną siedział trener reprezentacji Michael Biegler, a niedaleko żony wszystkich zawodników. Atmosferę, którą wytworzyli kibice mogłabym porównać do tego co dzieje się na meczach siatkówki, ale reprezentacyjnych. Było naprawdę wspaniale. Choć jedną cechą, która mi się nie spodobała była lekka agresywność. Ale to w końcu sport i emocje czasami biorą górę. Co do samego meczu, to nie mogłam lepiej trafić. Był ciekawy, emocjonujący, a zawodnicy Vive pokazali klasę. Choć przyznam, że po pierwszych minutach, gdy Kielce przegrywały przeszła mi przez głowę myśl "no tak pierwszy raz jestem na ich meczu, to pewnie jak na złość przegrają" :) Na szczęście do takiej sytuacji nie doszło i mogłam podziwiać jedną z moich ulubionych chwil w sporcie, a więc radość po zwycięstwie. Niestety na niedzielny mecz już nie mogłam się wybrać ze względu na rodzinną uroczystość, ale mam nadzieję, że jeszcze kilka razy wybiorę się mecz piłki ręcznej, nie tylko w wydaniu klubowym, ale i reprezentacyjnym.
Jestem bardzo zadowolona, że byłam na tym spotkaniu. Jednak już w jego trakcie uświadomiłam sobie, że czegoś mi brakuje. Do tej pory za bardzo nie umiem określić czego. Może chodzi o przynależność klubową? Bo choć kibicowałam Vive to nie do końca umiałam się wczuć w atmosferę, którą wytwarzali kibice. Może gdyby był to mecz reprezentacji to byłabym bardziej kibicem niż obserwatorem. Mimo tego, mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wybiorę się na taki mecz, a sobie i innym sympatykom siatkówki życzę żeby na meczach siatkówki klubowej była taka sama atmosfera jak na spotkaniach Vive.
Chciałabym podzielić się z Wami jeszcze jednym spostrzeżeniem. Dotyczy ono pana Krzysztofa Wanio. Wcześniej bardzo go lubiłam, głównie za jego wywiady z siatkarzami i sposób w jaki je przeprowadzał. Pan Wanio był na meczu Vive i przez dłuższy czas go obserwowałam. I niestety się rozczarowałam. Jednak to prawda, że pozory mylą...
Bardzo bym chciała podzielić się z Wami jakimiś zdjęciami z tego meczu, ale aparatu nie wzięłam, natomiast kilka fotek zrobił tata swoim telefonem. Więc najpierw muszę sprawdzić czy nadają się w ogóle do użytku, a później ewentualnie je wstawię.
Wiecie gdzie, będąc w galeriach handlowych, najbardziej prawdopodobne jest spotkanie siatkarza? W sklepach RTV i AGD. Już drugi raz mi się to zdarzyło. Najpierw Piotrek Nowakowski, a niedawno Grzegorz Szymański. Dziękuje za autograf!:)
Już niedługo post opisujący rynek transferowy:)
Pozdrawiam
Kamila
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz